Drukuj
Nadrzędna kategoria: Regiony
Kategoria: Gmina Świebodzice
Odsłony: 4084

Ocena użytkowników: 5 / 5

Gwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywnaGwiazdka aktywna
 

autor : Rafał Wietrzyński

 

Z pamiętnika Gustava Beckera

 

 

Odkąd sięgam pamięcią, zawsze byłem zafascynowany zegarami. A wszystko zaczęło się pewnego dnia, kiedy miałem 4 lata. Mój ojciec (1) przyniósł do domu pięknie zdobiony zegar z kukułką, jaki udało mu się nabyć od kupców, którzy w drodze do Prus Wschodnich, przejeżdżali pewnego dnia przez Oleśnicę i zawitali na dwór księcia Karola. (2) Ojciec sprawował na książęcym dworze funkcję nadwornego muzyka, więc przy okazji zamienił kilka słów ze szwardzwaldzkimi handlarzami. Potrafili oni nad podziw zachwalać swoje wytworne produkty, dlatego ojciec nie oparł się ich pokusie. Nabył jeden ze szwardzwaldzkich czasomierzy, który od tej pory stał się główną ozdobą naszego domu. Był to moment, kiedy po raz pierwszy zegary zafascynowały mnie bez granic. Postanowiłem wtedy, że po skończeniu szkoły, będę uczył się zegarmistrzowskiej profesji. 

Plany z dzieciństwa nie było mi jednak łatwo zrealizować. Kiedy miałem 6 lat zmarł zmożony chorobą ojciec i dla naszej rodziny nastały trudne czasy. Chociaż książę Karol, który określał się “przyjacielem mojego ojca” obiecał pomoc i wsparcie finansowe, to jednak nie trwało ono zbyt długo. Rok później zrzekł się on, na rzecz swojego brata Wilhelma, praw do księstwa oleśnickiego i już więcej w naszym mieście się nie pojawił. (3) Od tego momentu nasza matka (4) musiała sama zadbać o utrzymanie domu i wychowanie mnie oraz mojego starszego brata. (5)

Lata dzieciństwa w Oleśnicy upływały mi szybko. Wprawdzie moja rodzina nigdy nie była bogata i trzeba było zawsze wiązać koniec z końcem, to jednak nie zniechęcało mnie to do realizowania podjętych wcześniej planów. Pamiętam, że zamiast spędzać czas z rówieśnikami, wolałem podglądać pracę miejscowych zegarmistrzów, których warsztat znajdował się nieopodal oleśnickiego Rynku. Pracownia ta należała do wirtemberskiego rodu Kulbe (6), którego przodkowie, zanim osiedlili się na dobre w podoleśnickich Boguszycach, nauczyli się zegarowego rzemiosła w odległej Szwabii. Fach ten był przekazywany w tej rodzinie z pokolenia na pokolenie. Pewnego dnia odważyłem się zapytać starego mistrza Kulbe o możliwość praktykowania u niego. Okazało się, że posiada on jedno miejsce wolne. Niedługo potem mogłem więc rozpocząć naukę zawodu w warsztacie cenionego znawcy zegarowego rzemiosła. Nauka trwała kilka semestrów. Dzięki niej zdałem egzamin czeladniczy i nabyłem odpowiednie kwalifikacje. Brak mi jednak było doświadczenia. By je zdobyć musiałem wyruszyć w świat na kilkuletnią wędrówkę czeladniczą.  

Wędrówka ta była starą niemiecką tradycją. Po okresie nauki czeladnik opuszczał swoje miejsce zamieszkania i wyruszał w świat. Włóczęga trwała co najmniej 3 lata. Podczas niej wędrowało się od miejsca do miejsca i odwiedzało różnych mistrzów, u których można było zdobywać cenne doświadczenie i umiejętności. W trakcie czeladniczej wyprawy musiał człowiek przestrzegać różnych surowych reguł. Także sama praca do łatwych nie należała. Trwała ona w okresie letnim nawet 14 godzin na dobę, od 6 rano do 20 wieczorem. Za to zimą  pracowało się 2 godziny krócej, od 7 do  19. Podróż moja kierowała się przez Niemcy, Szwajcarię i Austrię. Podczas niej prowadziłem pamiętnik, w którym zawsze notowałem ważne wskazówki. Dotyczyły one nie tylko samej pracy, ale także spraw handlowych.

Pierwszym przystankiem w mojej wędrówce czeladniczej okazał się być królewski Berlin. To właśnie tutaj miałem okazję poznać mistrza Tiede (7), który zrobił na mnie duże wrażenie. Dzięki niemu pojąłem jak powinna wyglądać prawdziwa praca zegarmistrza, która ma dawać poczucie spełnienia i satysfakcji.  Po kilkumiesięcznym, owocnym pobycie w stolicy przeniosłem się na południe, do Monachium, gdzie mogłem poznać tajniki pracy w drewnie oraz tworzenia misternych skrzyń zegarowych. Kolejnym etapem mojej przygody był Frankfurt nad Menem oraz Drezno. W tym pierwszym wpojono mi zasady dobrego handlu zegarami, w drugim z kolei miałem sposobność zapoznania się mechaniką i konstruowaniem mechanizmów zegarowych. 

Najlepiej czułem się jednak w Szwajcarii, w ośrodku La Chaux-de-Fonds, nazywanym stolicą szwajcarskiego zegarmistrzostwa. Ludzie nie byli tu zbyt rozmowni, za to bardzo polubiłem tutejszy krajobraz górski. W miejscowej szkółce zegarowej, prowadzonej przez potomków francuskich protestantów, nauczyłem się bardzo cennej profesji. Była to umiejętność konstruowania przyrządów i narzędzi zegarmistrzowskich. Po ukończeniu edukacji i uzyskaniu rekomendacji od tutejszych opiekunów, czekała mnie kolejna podróż. Tym razem postanowiłem wyruszyć na wschód, do cesarskiego Wiednia, skąd doszły mnie słuchy o rosnącym zapotrzebowaniu na wytrawnych zegarmistrzów i ich pomocników.

W stolicy Austrii przyszło mi pracować w warsztacie znanego i cenionego mistrza Philippa Happachera (8), który w tym czasie uchodził za wybitnego twórcę wiedeńskich czasomierzy. To właśnie dzięki niemu i jego zaangażowaniu w moją naukę mogłem poznać kunszt wytwarzania gustownych regulatorów odważnikowych. Szczególnie dobrze pamiętam moje rozmowy z wiedeńskim mistrzem, który zawsze powtarzał mi: “nie sztuką jest wytwarzanie dobrych zegarów. Sztuką jest tworzenie takich czasomierzy, jakich jeszcze nikt nie skonstruował”. Tą interesującą myśl zapisałem w moim pamiętniku.

Pod koniec drugiego roku wiedeńskiej praktyki zachorował nagle stary Happacher. Choroba nie dawała za wygraną, więc po kilku miesiącach przyszło mu zejść z tego świata. Zanim jeszcze wyzionął ducha, zdążył na łożu śmierci powierzyć mi wszystkie obowiązki, które wiązały się z dalszym prowadzeniem zakładu. Obiecałem mu to i nie mogłem odmówić. Przez kolejne trzy semestry byłem odpowiedzialny za prowadzenie warsztatu po zmarłym mistrzu. Zadanie to nie było łatwe, ale udało mi się z niego wywiązać. Dzięki temu zdobyłem obszerną wiedzę i nawiązałem relacje handlowe potrzebne do produkcji wytwornych regulatorów. Wtedy też zrodził się we mnie instynkt do samodzielnego działania. Po pewnym okresie postanowiłem wrócić w rodzinne strony i otworzyć własny interes z zegarami.

Oleśnica w ciągu 6 lat mojej nieobecności nie zmieniła się aż nadto. Powrót mój zaskoczył przede wszystkim moich bliskich i znajomych. Większość z nich nie przypuszczała, że jeszcze kiedykolwiek mnie zobaczy. Pomimo zagranicznej praktyki i obszernej wiedzy nie mogłem starać się na razie o tytuł mistrza. Według starych zasad obejmował mnie jeszcze dwuletni czas pracy, popularnie zwany “Mutjahr”, który podjąłem się przepracować w miejscowej Gildi. Oczywiście zanim zostałem przyjęty na służbę sprawdzono najpierw moje referencje i reputację, gdyż żaden cech ani mistrz zegarmistrzowski nie chciał zatrudniać czeladnika o złej opinii. Podczas tego okresu wymagano ode mnie uległości i posłuszeństwa. Przez ten czas zamieszkałem u jednego z miejscowych mistrzów i pracowałem na jego rachunek. Wszelkie dodatkowe zlecenia mogłem pozyskać tylko za jego przyzwoleniem. Bez zgody cechu nie mogłem opuszczać ani zmienić swojego mistrza. Nocowałem pod jego dachem i tylko za jego zgodą mogłem spędzić noc poza domem.

Pomimo wielu obowiązków, wyrzeczeń i nawału pracy pobyt w Oleśnicy wspominam dobrze, gdyż właśnie wtedy poznałem Luizę (9), córkę miejscowego właściciela tawerny, z którą kilka miesięcy później stanąłem na ślubnym kobiercu. Okazała się ona być wierną towarzyszką mojego życia. Razem też podjęliśmy decyzję, że po skończeniu mojej praktyki i uzyskaniu tytułu mistrza, wyjedziemy z naszych rodzinnych stron. Tak też się stało. Nasz wybór na osiedlenie się trafił na Świebodzice, niewielkie miasteczko położone u podnóża Sudetów. O jego wyborze zadecydowało przede wszystkim dogodne połączenie kolejowe, a także olbrzymie zasoby leśne, co miało istotny wpływ na pozyskiwanie surowca drzewnego do produkcji zegarów. Tak, tak. Już wtedy wiedziałem co będę chciał robić. Moim marzeniem było wybudowanie dużej fabryki zegarów.

Do Świebodzic przybyliśmy na samym początku 1847 roku. Zamieszkaliśmy w hotelu “Pod Złotym Lwem” przy Alte Bahnofstraße (10), należącym do mistrza murarskiego Paslera. (11) Był to dość nowy budynek, wybudowany przed paroma laty. Na jego zapleczu znajdowało się pomieszczenie gospodarcze, złożone z dwóch izb, które postanowiłem wykorzystać pod mój pierwszy prywatny warsztat zegarmistrzowski. Po kilku tygodniach przygotowań w końcu dopiąłem swego. Wraz z nastaniem wiosny otworzyłem swój zakład w Świebodzicach. Od samego początku postanowiłem, że główną domeną będzie produkcja regulatorów, którą posiadłem podczas praktyki u mistrza Happachera. 

Z tego względu, że trudno mi było znaleźć na terenie miasta odpowiednio wykształconych ludzi w zegarmistrzowskim fachu, musiałem sam zadbać o wyszkolenie potrzebnych mi osób. Przyjąłem więc na praktykę kilku chłopców po szkole, których postanowiłem nauczyć wytwarzania wiedeńskich regulatorów. Szkolenie polegało zarówno na obsłudze prostych w użyciu pilarek i tokarek do drewna oraz na wykonywaniu elementów zegarów, urządzeń i narzędzi metodą obróbki ręcznej. Dzięki wytężonej pracy i zaangażowaniu interes kwitł. Przybywało coraz więcej zamówień i zadowolonych klientów. W ciągu pierwszych czterech semestrów podwoiła się też liczba pracowników.

Aby sprostać oczekiwaniom i zaspokoić rosnący popyt na regulatory musiałem po 2 latach swojej działalności pomyśleć o dalszym rozwoju zakładu, gdyż pomieszczenia wynajmowane do tej pory u mistrza Paslera były zdecydowanie za małe. Czas naglił, więc nie czekając ani chwili dłużej zacząłem rozglądać się za wynajęciem nowego pomieszczenia. Szczęście mi w tym sprzyjało. O moich poszukiwaniach dowiedzieli się Freyowie, sławna rodzina miejscowych złotników, którzy zaproponowali mi lokal w swojej kamienicy.  Bardzo szybko uzgodniiśmy szczegóły dzierżawy i już z początkiem maja 1850 roku mogłem szczycić się swoim nowym warsztatem na świebodzickim Rynku. (12)

Mijały kolejne miesiące i mogłem jak nigdy wcześniej cieszyć się z kwitnącego interesu. Muszę przyznać, że pierwsze lata spędzone w Świebodzicach były dla mnie naprawdę ekscytujące. W tym okresie wydarzyło się tyle pozytywnych rzeczy, które przerosły moje oczekiwania. W końcu udało mi się spełnić marzenia o własnym zakładzie zegarmistrzowskim i wszystko toczyło się w dobrym kierunku. Ale to nie był jeszcze koniec. Pamiętam, że rok 1852 r. obfitował również w ważne dla mnie wydarzenia. Już na samym jego początku doszły mnie słuchy o szykującej się wielkiej imprezie we nieodległym Wrocławiu. Była nią Wystawa Śląskich Wyrobów Przemysłowych, która pod koniec maja miała się odbyć w stolicy Prowincji Śląskiej.  Po omówieniu sprawy z moją małżonką Luizą postanowiliśmy kuć żelazo póki gorące i podjęliśmy decyzję o współuczestniczeniu w tym znaczącym wydarzeniu.  
Wystawa wrocławska była wyjątkowym świętem dla rzemiosła dolnośląskiego. Wzięło w niej udział 1700 wystawców z wielu dziedzin przemysłu i rękodzielnictwa. Zakończyła się ona dla mnie bardzo miłą niespodzianką. Za wysoką jakość, precyzję i piękno moich produktów przyznano mi brązowy medal. Była to największe wyróżnienie jakie udało mi się dotychczas uzyskać w moim życiu. Stanowiło ono również ukoronowanie mojej kilkuletniej działalności zegarmistrzowskiej.

Na efekty związane z przyznaniem mi nagrody nie musiałem długo czekać.  Już w kilka tygodni po zakończeniu wrocławskich targów napłynęło do mnie o wiele więcej zamówień na regulatory wahadłowe niż kiedykolwiek wcześniej. (13) Pojawiły się również gratulacje i uznanie ze strony władz Prowincji Śląskiej, czego dowodem była wizyta w moim zakładzie Pana Barona Johanna Eduarda Schleinitza. (14) Wojewoda był żywo zainteresowany współpracą, która miała głównie na celu poprawę warunków bytowych tkaczy śląskich. Społeczność ta, żyjąca w biedzie i niedostatku, doznała wielu krzywd i upokorzeń w ciągu ostatnich lat. Dlatego ważnym było stworzenie w Świebodzicach dużej fabryki zegarów, jako nowej gałęzi przemysłu, która dawałaby nadzieję na poprawę warunków życia wielu spauperyzowanym rodzinom tkaczy mieszkających w tych okolicach. W tej kwestii omówiiśmy kilka interesujących nas szczegółów. Ja przede wszystkim potrzebowałem wsparcia finansowego, które starczyłoby na zakup nowych maszyn, urządzeń i surowców oraz pokryłoby koszty wybudowania dużej fabryki. Na podstawie naszych rozmów powstał raport, który baron von Schleinitz przedstawił parę dni później Panu von Heydt (15) w Ministerstwie Handlu i Rzemiosła. Odpowiedź z Ministerstwa przyszła niespodziewanie szybko. Ku uciesze nas wszystkich mogłem liczyć na pomoc pruskiego rządu na dostawę niezbędnych maszyn oraz na nieoprocentowaną pożyczkę. Ale aby pomoc państwa doszła do skutku wymagano także ode mnie spełnia szeregu wymagań. Przede wszystkim zobowiązałem się do zatrudnienia i utrzymania na własny koszt 80 młodych chłopców z biednych rodzin tkackich. Wykstałcenie tych młodzieńców na dobrych zegarmistrzów miało być solidnym zapleczem dla nowo rodzącej się gałęzi przemysłu w tych okolicach.  Natomiast z przyznanego mi wsparcia finansowego zakupiłem grunt przy Alte Bahnofstraße w Świebodzicach i rozpocząłem budowę swojej pierwszej fabryki. (16) Tak oto po wielu latach wytężonej pracy, determinacji i zaangażowaniu, udało mi się w końcu zrealizować marzenie, które narodziło się we mnie jeszcze w dzieciństwie.

 

 

 

Wykaz ważniejszych źródeł :

1. K. G. Bruchmann: “Gustav Becker” (w: “Schlesische Lebensbilder”, t. I, Wrocław 1922 s. 149-151);
2. G. Webersinn: “Die schlesische Uhrenindustrie” (w: “Jahrbuch der Schlesischen Friedrich-Wilhelms-Universität zu Breslau”, tom VIII, s. 122-153, Würzburg 1963.);
3. “Gustav Becker” (w: “Deutsche Uhrmacher Zeitung”, nr 19 z 19 października 1885 r., s. 141-143);
4. “Die Vereinigten Uhrenfabriken zu Freiburg in Schlesien” (w: “Deutsche Uhrmacher Zeitung”, nr 19 z 1 paździenika 1904 r., s. 300-301);
5. K. Kochmann: “Gustav Bcker story”, edycja VIII, Douglassville 2005, USA;  
6. H.H. Schmid:  „Lexikon der Deutschen Uhrenindustrie 1850-1980”; wydanie 3 z 2017 r.;
7. A. Gantner: “Die neuere Entwicklung der deutschen Uhrenindustrie in ihren Haupstandorten”, Diss., Frankfurt/M. 1922 r., s. 70-87;
8. “Denkschrift der Vereinigten Freiburger Uhrenfabriken A.G. incl. Vormals Gustav Becker aus Anlass ihren 25 jährigen Bestehens in Juni 1924”, Wrocław 1924 r.;
9. Dr J. Bühler: “Die schlesische Uhrenindustrie” (w: “Deutsche Uhrmacher Zeitung”, nr 25 z 25 czerwca 1925, s. 497-501);
10. “Aus der schlesischen Uhrenstadt Freiburg” (w: “Leipziger Uhrmacher Zeitung” nr 19 z 1904 r. s. 296);
11. R. Wietrzyński: “Śląskie miasto zegarów” (w: “Przystanek Dolny Śląsk”, nr 4/2015, s. 108-117);
12. “Oleśnica w okresie Welfów” (w: www.olesnica.org);
13. “Kulbowie - zapomniany ród zegarmistrzów oleśnickich” (w: www.olesnica.org);
14. “Gustav Johann Eduard Becker” (hasło w: www.deutsche-biographie.de);
15. H.H. Schmid: “Gustav Becker: vom Lehrjungen bis Lehrmeister” (materiały z prelekcji naukowej wygłoszonej w Wołowie w dniu 27 maja 2016 r.).

 

 

 

Przypisy :

(1) Ojcem naszego bohatera byl Johann Gottlieb Becker (1782-1825), nadworny muzyk na dworze książąt brunszwicko-oleśnickich. Z kolei dziadkiem (ze strony ojca): Johann Georg Becker, mistrz sukiennictwa w Zdunach, babką: Marie Elisabeth z domu Utt.  
(2) Od 1792 r. Oleśnica należała do dynastii Welfów (książąt Brunszwiku).  Od 1815 r. panował tutaj książę Karol II (1804-1873) oraz jego brat Wilhelm August (1806-1884). Obaj ci władcy byli synami Fryderyka Wilhelma zw. „Czarnym Księciem” (1771-1815), bohatera wojen napoleońskich, który zginął w bitwie pod Quatre Bras (16.06.1815).
(3) W 1826 r., książę Karol II odstąpił swoje prawa do księstwa oleśnickiego młodszemu bratu Wilhelmowi Augustowi.
(4) Była nią Henrietta Wilhelmina z domu Schwarz (1791-1851), która urodziła się w niewielkiej miejscowości Baszków koło Zdun (w prowincji poznańskiej) i była córką miejscowego urzędnika.
(5) Brat Gustava Beckera, Robert, urodził się w Oleśnicy w 1817 r. Nie są nam znane jednak jego późniejsze losy.
(6) Kulbowie, rodzina zegarmistrzów działających w Oleśnicy na przełomie XVIII i XIX w. Jej przedstawicielem był Johann Kulbe, twórca m.in. zegarów na wieżach kościołów w Wąsoczu i Sycowie.
(7) Christian Friedrich Tiede (1794-1877), wybitny zegarmistrz berliński, konstruktor chronometru morskiego. W późniejszym czasie także znajomy Gustava Beckera. Znajomość z Tiede pozwoliła Beckerowi pozyskać w 1854 r. pierwszy duży kontrakt państwowy na wyposażenie wszystkich urzędów pocztowych w zegary. Kontrakt ten udało się zdobyć naszemu bohaterowi właśnie dzięki rekomendacji Ch. F. Tiede.  
(8) Philipp Happacher (1784-1843), zaliczał się do najwybitniejszych zegarmistrzów wiedeńskich 1 połowy XIX w. W jego warsztacie Becker praktykował przez około 4 lata (1841-45).
(9) Louise Friedericke Henriette Seelig, urodziła się  14 września 1822 r. w Oleśnicy. Była córką Davida Seeliga, właściciela miejscowej karczmy i członka starszyzny miasta. Jej matką była natomiast Anna Rosina z domu Neumann. Luise Seelig zawarła związek małżeński z G. Beckerem w Oleśnicy w dniu 2 października 1845 r.  
(10) Obecnie jest to opuszczony budynek przy dzisiejszej ul. Strzegomskiej 4 w Świebodzicach.
(11) Julius Pasler (1804-1881), ceniony i znany mistrz murarski. Był właścicielem hotelu “Pod Złotym Lwem” (niem. “zum Goldenen Löwen”) przy dawnej Alte Bahnofstraße w Świebodzicach.
(12) Kamienica Freyów to obecnie budynek nr 27 na świebodzickim Rynku. 2 maja 1850 r. Gustav Becker otworzył w nim (na pierwszym piętrze) swoją nową manufakturę zegarmistrzowską.  
(13) Jednymi z pierwszych intratnych klientów G. Bckera byli: monarcha pruski Fryderyk Wilhelm IV oraz jego żona Elisabeth Ludovika von Bayern.
(14) Johann Eduard von Schleinitz (1798-1869), sprawował urząd wojewody Prowincji Śląskiej (niem. Oberpräsident der Provinz Schlesien) w latach 1848-69. Od 1857 r. był też kuratorem na Uniwersytecie Wrocławskim, na którym wyróżniony został tytułem doktora honoris causa na wydziale filozoficznym i medycznym (1861).
(15) August von der Heydt (1801-1873) z wykształcenia był bankierem. Od grudnia 1848 r. piastował urząd Ministra Handlu, Rzemiosła i Robót Publicznych w parlamencie pruskim.
(16) Obecnie są to zabudowania przemysłowe przy ul. Strzegomskiej 23-27 w Świebodzicach.

 

 

 

 


gustav becker (1) 

Wybitny zegarmistrz, Gustav Becker, urodził się 2 maja 1819 r. w Oleśnicy. Jednak do dzisiaj nie udało się ustalić, w której części tego miasteczka znajdował się jego dom (powyzej: widok Oleśnicy wg sztychu Matthausa Meriana  z połowy XVII w. - zbiory autora)

 

 

 

 

 

gustav becker (2)

Młody Gustav Becker przy pracy (zbiory autora)

 

 

 

 

 

gustav becker (3) 

Ogłoszenie, które ukazało się w świebodzickiej gazecie “Freiburger Amtsboten” w dniu 1 kwietnia 1847 r. Informowało ono o otwarciu zakładu zegarmistrzowskiego przez Gustava Beckera w Świebodzicach (zbiory autora)


 

 

 

gustav becker (4)

Dawny hotel “Pod Złotym Lwem” przy dzisiejszej ul. Strzegomskiej 4, należący do mistrza murarskiego Juliusa Paslera (zbiory autora)

 

 

 

 

 

gustav becker (5)

Pamiątkowa tablica poświęcona Gustavowi Beckerowi i wmurowana w ścianę kamienicy nr 27 w Rynku w Świebodzicach (ze zbiorów autora)

 

 

 

 

 

gustav becker (6)

Stara pocztówka z początku XX w. przedstawiająca pierwszą dużą fabrykę Gustava Beckera przy dzisiejszej ul. Strzegomskiej 23-27 w Świebodzicach (zbiory autora)

 

 

 

 

 

gustav becker (7)

Król pruski Fryderyk Wilhelm IV (1795-1861), jeden z pierwszych intratnych klientów Gustava Beckera. Świebodzicki zegarmistrz skonstruował dla monarchy wyjątkowy zegar (chronometr), który stał się ozdobą królewskiej rezydencji w Mysłakowicach (źródło: www.pl.wikipedia.org)

 

 

 

 

 

gustav becker (8)

Królowa Elisabeth Ludovika von Bayern (1801-1873), żona Fryderyka Wilhelma IV. Idąc w ślady swojego męża, także zamówiła wykwintny zegar w warsztacie Gustava Beckera na potrzeby swojego dworu w pałacu Charlottenburg na przedmieściach Berlina (źródło: www.commons.wikipedia.org)

 

 


 

gustav becker (9)

Najbardziej znane zdjęcie Gustava Beckera (1819-1885), wykonane w latach 70-tych XIX w. (zbiory autora)

 

 

 

Stowarzyszenie "Labiryntarium.pl", poleca obejrzenie relacji z II Wystawy Zegarów Gustava Beckera z dnia 11 listopada 2015 roku, która odbyła się za sprawą Stowarzyszenia Miłośników Świebodzic, przy współpracy z Polskim Związkiem Filatelistycznym i Młodzieżowym Domem Kultury (zobacz TUTAJ)

 

 

 


Przygotował : Matthias, autor : Rafał Wietrzyński